Wakacje minęły, tak samo jak minęły nasze ostatnie zawody w Świebodzicach - szybko i bez pompy... Niestety, jak to zazwyczaj w życiu bywa, nie ma tego czego się chce. Spędziliśmy z Limonem większość wakacji osobno, w związku z czym białas miał leniwe wakacje, czyli błogie "nicnierobienie", czego efekty widać było na treningach. Kompletny brak kondycji udało nam się trochę odpracować przy koniach, codzienne wyjazdy w teren przez niecałe 3 tygodnie zrobiły swoje ;) Niestety prawdziwy powrót do treningów obi mięliśmy tydzień przed zawodami... O dziwo część problemów rozwiązała się sama, co po raz kolejny pokazuje mi, że przerwa też może dużo dać, ale niestety pojawiły się też nowe problemy. A tego co Limon wymyślił nie da się odpracować w tydzień...
Po kilku treningach okazało się, że po raz kolejny kwadrat przerasta nasze możliwości. Do tego doszły problemy z zostawaniem, aportem kierunkowym i pozycjami w marszu. Załamka już na samym początku. Następnym razem będę się bardzo poważnie zastanawiać czy startować, wiedzą ile czasu mam na przygotowanie. Całe szczęście, że miałam kogoś, kto pomagał mi w treningach (dzięki Ania ;)) i nie pozwalał się załamać. Zaczęliśmy od razu wprowadzać zmiany w treningach, co sądzę przynosi już jakiś efekt ;) Teraz z napięciem czekamy na semi z Asią, żeby móc jeszcze mocniej pracować nad białaskiem.
Przejdę teraz do omowienia zawodów, bo nad czasem wolnym nie ma się co rozwodzić...
Od samego początku wiedziałam, że nie będą to łatwe zawody. Brak treningu na wykładzinie, naklejany kwadrat itp. To nie są warunki, które znamy, ale wyzwanie podjęliśmy. Konkurencja była bardzo mocna, przyjechali chyba sami najlepsi zawodnicy, więc postanowianiem moim było tylko ukończyć te zawody z w miarę zadowalającym wynikiem (co nie do końca się udało, ale o tym później). Nawet sama kolejność ćwiczeń była zabójcza. Na sam początek wszystkie możliwe ćwiczenia wymagające sporego nakładu energii, a chodzenie prawie na sam koniec. Byłam przekonana, że kwadrat wyzerujemy a chodzenie będzie tragiczne właśnie przez ten rozkład ćwiczeń, ale po kolei...
1. ZOSTAWANIE - nie jęczał jak ostatnio, więc byłam w miarę zadowolona. Wkurzyłam się na gnojka dopiero przy powrocie, bo dosłownie podniósł tyłek i posadził kawałek dalej w momencie gdy byłam już w połowie drogi do niego... No myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Nasze ćwiczenie pewniak, a tu taka masakra. Ostatnio dłubałam z nim to, że przy powrocie przestawiał łapę, a tu na zawodach taki zaskok, że głupek przesunął się cały... Jest już pomysł na poprawę, będziemy wprowadzać na treningach.
2. APORT PRZEZ PRZESZKODĘ - kolejne ćwiczenie pewniak. Ile razy na treningach nie wyrzuciłabym mu koziołka tak, żeby przy powrocie musiał myśleć o skoku powrotnym, bo koziołek był wyrzucany bardzo na boki, tak na zawodach rzuciłam w miarę prosto a głupek się gdzieś zapatrzył i nie przeskoczył przy powrocie. Przy podejściu do tego ćwiczenia był bardzo rozproszony, nawet mogę napisać, że nie był skupiony w ogóle, węszył wykładzinę i "obudził się" dopiero jak usłyszał łupnięcie koziołka o ziemię. Ale to widocznie nie było wystarczająco budzące... Przy powrocie spoglądał gdzieś w bok, na filmiku wyglądało to tak jakby się zapatrzył na "światłocienie", bo akurat taki efekt dawało słońce padające przez okno. Ale na ile to prawda a na ile moja wyobraźnia to ne wiem. Nasze pierwsze zero.
3. KWADRAT - tu zera się spodziewałam, bo to ćwiczenie u nas leży i kwiczy od zawsze. A do tego te wspomniane wyżej "światłocienie" sprawiały, że nawet dla mnie kwadrat był bardzo słabo widoczny... Ale i tak największym zdziwieniem było to, że jak wysłałam go do kwadratu, to wypruł idealnie w jego stronę, po czym przed samiuśkim kwadratem skręcił w prawo i podszedł do ławki, na którym leżał aport... Drugie wysłanie bezbłędne, ale zero i tak już załapaliśmy...
4. PRZYWOŁANIE - ruszenie całkiem fajne, zatrzymanie takie sobie (stać go na lepsze), ale gdy usłyszał jak komisarz mówi "komenda" do przywołania do nogi, chciał sam ruszyć i przeszedł kroczek do przodu. Nauczka na przyszłość - ćwicyć dużo z ludźmi gadającymi dużo różnych rzeczy :P Generalnie jestem zadowolona z tego ćwiczenia, bo kiedyś te ćwiczenie też byo naszą kulą u nogi...
5. APORT KIERUNKOWY - wylosowaliśmy prawy. Tu całkiem dobrze, bo Limon lubi prawy aport, ale niefajnie znów przez to padające światło. Aporty prawe były słabo widoczne... Odprowadziłam go do pachołka i gdy padła komenda do wysłania Limon stał i patrzył się gdzieś za mnie, po czym gdy już miałam powtórzyć komendę (ale jeszcze nie zdążyłam tego zrobić tylko pomyślłam, że chyba muszę powtórzyć) wypruł do aportka i go przyniósł ;) Zaskoczona jestem tu bardzo surową oceną sędziego, bo dostaliśmy za to tylko 6,5 pkt (19,5/30pkt) a tam tak naprawdę jedynym Limona błędem było to, że nie wystartował w chwili wypowiedzenia mojej komendy tylko po 1 sekundzie...
6. KOMENDY W MARSZU - co do tego ćwiczenia nie ma żadnych zastrzeżeń, ładny kontakt i jak na Limona całkiem fajna reakcja na komendy. Skoro chodzenie już poprawiliśmy teraz będziemy myśleć jak poprawić komendy.
7. CHODZENIE - było długie i tak jak pisałam wcześniej bałam się, że Limon odmówi współpracy, bo już będzie zmęczony, ale o dziwo (!) prawie cały czas miał bardzo ładny kontakt!! Odpłynął tylo w jednym zwrocie w tył, bo znów dojrzał aportka na ławce, ale szybko wrócił do mnie i znów miał ładny kontakt. To jest chyba jedyne ćwiczenie w którym widać aż tak wielką poprawę! Jestem w szoku, że z tak małym nakładem pracy widać aż tak dużą poprawę i to jeszce przy pracy na zmęczeniu ;)
8. KOMENDY Z ODLEGŁOŚCI - widać niewielką poprawę, ale tu jeszcze dużo pracy przed nami.
9. APORT WĘCHOWY - wysłanie ładne, wyszukanie też bardzo ładne, wolny powrót.
10. WRAŻENIE OGÓLNE - 20/20 pkt i tu jestem w szoku, bo widzę małą rozbieżność w sposobie oceniania mnie i Limona, a tą oceną i tego co sędzia do nas mówił... Generalnie nie chcę tu nic pisać, bo niektórzy myślą, że bojkotuję zawody w Świebodzicach... Napiszę tylko tyle, że po ocenach pryznanych Limonowi mam wrażenie, że byliśmy oceniani przez pryzmat bordera, a malamut borderem nie jest jak powszechnie wiadomo. Miło mi słysześ od sędziów, że podoba im się praca z tak trudną rasą i że w ogóle są w szoku, że Limon tak pracuje. Miło jest na zawodach dostawać maxa za wrażenie ogólne, ale w tym akurat wypadku kilka rzeczy mi się kłóci ze sobą... Tyle. Chciałabym kiedyś spotkać tego sędziego na innyh zawodach, może w Czechach i wtedy usłyszeć co myśli, jeszcze raz ;)
Pozytywne na tych zawodach było dla mnie to, że z każdym kolejnym ćwiczeniem miałam swojego psa przy sobie. Zawsze było tak, że po tych szybszych ćwiczeniach motywacja mu siadała, a tu miałam wrażenie, że motywacja mu wręcz rośnie. Cały czas widziałam ten rozmerdany ogon ;) Ale gdy położył łeb na ostatniej komendzie z odległości to myślałam, że się roześmieję :P Musiałam się powstrzymywać, bo Limon robi wtedy taką minkę: "no zobacz jaki jestem kochany, uśmiechnij się" ;) --> Zawsze skutkuje :P I niby powinnam być zła, bo nam nie poszło, to jednak jestem zadowolona, bo zaczyna być widać coraz więcej postępów. Także zabieramy się ostaro do pracy, nie wiem tylko gdzie będziemy tę pracę weryfikować, bo nasz kochany ZKwP i GKSP próbują doprowadzić do tego, że zawodów nie będzie...
Po kilku treningach okazało się, że po raz kolejny kwadrat przerasta nasze możliwości. Do tego doszły problemy z zostawaniem, aportem kierunkowym i pozycjami w marszu. Załamka już na samym początku. Następnym razem będę się bardzo poważnie zastanawiać czy startować, wiedzą ile czasu mam na przygotowanie. Całe szczęście, że miałam kogoś, kto pomagał mi w treningach (dzięki Ania ;)) i nie pozwalał się załamać. Zaczęliśmy od razu wprowadzać zmiany w treningach, co sądzę przynosi już jakiś efekt ;) Teraz z napięciem czekamy na semi z Asią, żeby móc jeszcze mocniej pracować nad białaskiem.
Przejdę teraz do omowienia zawodów, bo nad czasem wolnym nie ma się co rozwodzić...
Od samego początku wiedziałam, że nie będą to łatwe zawody. Brak treningu na wykładzinie, naklejany kwadrat itp. To nie są warunki, które znamy, ale wyzwanie podjęliśmy. Konkurencja była bardzo mocna, przyjechali chyba sami najlepsi zawodnicy, więc postanowianiem moim było tylko ukończyć te zawody z w miarę zadowalającym wynikiem (co nie do końca się udało, ale o tym później). Nawet sama kolejność ćwiczeń była zabójcza. Na sam początek wszystkie możliwe ćwiczenia wymagające sporego nakładu energii, a chodzenie prawie na sam koniec. Byłam przekonana, że kwadrat wyzerujemy a chodzenie będzie tragiczne właśnie przez ten rozkład ćwiczeń, ale po kolei...
1. ZOSTAWANIE - nie jęczał jak ostatnio, więc byłam w miarę zadowolona. Wkurzyłam się na gnojka dopiero przy powrocie, bo dosłownie podniósł tyłek i posadził kawałek dalej w momencie gdy byłam już w połowie drogi do niego... No myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Nasze ćwiczenie pewniak, a tu taka masakra. Ostatnio dłubałam z nim to, że przy powrocie przestawiał łapę, a tu na zawodach taki zaskok, że głupek przesunął się cały... Jest już pomysł na poprawę, będziemy wprowadzać na treningach.
2. APORT PRZEZ PRZESZKODĘ - kolejne ćwiczenie pewniak. Ile razy na treningach nie wyrzuciłabym mu koziołka tak, żeby przy powrocie musiał myśleć o skoku powrotnym, bo koziołek był wyrzucany bardzo na boki, tak na zawodach rzuciłam w miarę prosto a głupek się gdzieś zapatrzył i nie przeskoczył przy powrocie. Przy podejściu do tego ćwiczenia był bardzo rozproszony, nawet mogę napisać, że nie był skupiony w ogóle, węszył wykładzinę i "obudził się" dopiero jak usłyszał łupnięcie koziołka o ziemię. Ale to widocznie nie było wystarczająco budzące... Przy powrocie spoglądał gdzieś w bok, na filmiku wyglądało to tak jakby się zapatrzył na "światłocienie", bo akurat taki efekt dawało słońce padające przez okno. Ale na ile to prawda a na ile moja wyobraźnia to ne wiem. Nasze pierwsze zero.
3. KWADRAT - tu zera się spodziewałam, bo to ćwiczenie u nas leży i kwiczy od zawsze. A do tego te wspomniane wyżej "światłocienie" sprawiały, że nawet dla mnie kwadrat był bardzo słabo widoczny... Ale i tak największym zdziwieniem było to, że jak wysłałam go do kwadratu, to wypruł idealnie w jego stronę, po czym przed samiuśkim kwadratem skręcił w prawo i podszedł do ławki, na którym leżał aport... Drugie wysłanie bezbłędne, ale zero i tak już załapaliśmy...
4. PRZYWOŁANIE - ruszenie całkiem fajne, zatrzymanie takie sobie (stać go na lepsze), ale gdy usłyszał jak komisarz mówi "komenda" do przywołania do nogi, chciał sam ruszyć i przeszedł kroczek do przodu. Nauczka na przyszłość - ćwicyć dużo z ludźmi gadającymi dużo różnych rzeczy :P Generalnie jestem zadowolona z tego ćwiczenia, bo kiedyś te ćwiczenie też byo naszą kulą u nogi...
5. APORT KIERUNKOWY - wylosowaliśmy prawy. Tu całkiem dobrze, bo Limon lubi prawy aport, ale niefajnie znów przez to padające światło. Aporty prawe były słabo widoczne... Odprowadziłam go do pachołka i gdy padła komenda do wysłania Limon stał i patrzył się gdzieś za mnie, po czym gdy już miałam powtórzyć komendę (ale jeszcze nie zdążyłam tego zrobić tylko pomyślłam, że chyba muszę powtórzyć) wypruł do aportka i go przyniósł ;) Zaskoczona jestem tu bardzo surową oceną sędziego, bo dostaliśmy za to tylko 6,5 pkt (19,5/30pkt) a tam tak naprawdę jedynym Limona błędem było to, że nie wystartował w chwili wypowiedzenia mojej komendy tylko po 1 sekundzie...
6. KOMENDY W MARSZU - co do tego ćwiczenia nie ma żadnych zastrzeżeń, ładny kontakt i jak na Limona całkiem fajna reakcja na komendy. Skoro chodzenie już poprawiliśmy teraz będziemy myśleć jak poprawić komendy.
7. CHODZENIE - było długie i tak jak pisałam wcześniej bałam się, że Limon odmówi współpracy, bo już będzie zmęczony, ale o dziwo (!) prawie cały czas miał bardzo ładny kontakt!! Odpłynął tylo w jednym zwrocie w tył, bo znów dojrzał aportka na ławce, ale szybko wrócił do mnie i znów miał ładny kontakt. To jest chyba jedyne ćwiczenie w którym widać aż tak wielką poprawę! Jestem w szoku, że z tak małym nakładem pracy widać aż tak dużą poprawę i to jeszce przy pracy na zmęczeniu ;)
8. KOMENDY Z ODLEGŁOŚCI - widać niewielką poprawę, ale tu jeszcze dużo pracy przed nami.
9. APORT WĘCHOWY - wysłanie ładne, wyszukanie też bardzo ładne, wolny powrót.
10. WRAŻENIE OGÓLNE - 20/20 pkt i tu jestem w szoku, bo widzę małą rozbieżność w sposobie oceniania mnie i Limona, a tą oceną i tego co sędzia do nas mówił... Generalnie nie chcę tu nic pisać, bo niektórzy myślą, że bojkotuję zawody w Świebodzicach... Napiszę tylko tyle, że po ocenach pryznanych Limonowi mam wrażenie, że byliśmy oceniani przez pryzmat bordera, a malamut borderem nie jest jak powszechnie wiadomo. Miło mi słysześ od sędziów, że podoba im się praca z tak trudną rasą i że w ogóle są w szoku, że Limon tak pracuje. Miło jest na zawodach dostawać maxa za wrażenie ogólne, ale w tym akurat wypadku kilka rzeczy mi się kłóci ze sobą... Tyle. Chciałabym kiedyś spotkać tego sędziego na innyh zawodach, może w Czechach i wtedy usłyszeć co myśli, jeszcze raz ;)
Pozytywne na tych zawodach było dla mnie to, że z każdym kolejnym ćwiczeniem miałam swojego psa przy sobie. Zawsze było tak, że po tych szybszych ćwiczeniach motywacja mu siadała, a tu miałam wrażenie, że motywacja mu wręcz rośnie. Cały czas widziałam ten rozmerdany ogon ;) Ale gdy położył łeb na ostatniej komendzie z odległości to myślałam, że się roześmieję :P Musiałam się powstrzymywać, bo Limon robi wtedy taką minkę: "no zobacz jaki jestem kochany, uśmiechnij się" ;) --> Zawsze skutkuje :P I niby powinnam być zła, bo nam nie poszło, to jednak jestem zadowolona, bo zaczyna być widać coraz więcej postępów. Także zabieramy się ostaro do pracy, nie wiem tylko gdzie będziemy tę pracę weryfikować, bo nasz kochany ZKwP i GKSP próbują doprowadzić do tego, że zawodów nie będzie...